GAZETA FINANSOWA, 6 czerwca 2014
MINIATUROWE ARCYDZIEŁA
LECH FRĄCKOWIAK W WARSZAWIE
Z Zygmuntem Zaradkiewiczem, dyrektorem Muzeum Karykatury, rozmawia Aneta Jóźwiak
Do 15 czerwca w Muzeum Karykatury można oglądać wystawę Lecha Frąckowiaka „Żartem, półżartem I całkiem serio”.
Jak wyglądała praca nad jej realizacją?
Znam dobrze środowisko artystów uprawiających dziedzinę sztuki zwaną karykaturą. Jestem grafikiem, rysownikiem i karykaturzystą, a więc przedstawicielem tego środowiska. Trzy lata temu – kiedy zostałem dyrektorem Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego – postanowiłem pokazywać tu prace najlepszych artystów; przypomnę wystawę Jana Lebensteina „Widzenie świata”, czy Lexa Drewińskiego „Lex is more”. Lech Frąckowiak należy do grona tych wybitnych twórców, których prace pragnąłem prezentować publiczności odwiedzającej Muzeum. Widziałem je kilka lat temu na jego indywidualnej wystawie, byłem nimi zafascynowany i – gdy nadszedł ten właściwy moment – otworzyliśmy wystawę. Lech Frąckowiak to artysta wysokiej klasy, o nieprzeciętnych zdolnościach tworzący ciekawe, pełne intelektualnego komizmu prace. Warto dodać, że jest on absolwentem poznańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (dzisiaj ASP), doktorem habilitowanym sztuki, wykładowcą w Katedrze Rysunku, Malarstwa i Rzeźby Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej.
Co charakteryzuje twórczość Lecha Frąckowiaka?
Wystawa prezentowana obecnie w Muzeum Karykatury nosi tytuł zaproponowany przez samego artystę – „Żartem, półżartem i całkiem serio”. Są na niej prace namalowane lub narysowane z potrzeby serca, czyli pełne humour, żartu, satyry, ironii, są ilustracje do książek i tekstów prasowych, są również swobodne, bardzo charakterystyczne dla artysty rysunki postaci ludzkich i zbiorowe sceny żywo gestykulujących osób, jakby przeniesionych ze świata antyku w ramy passe-partout. Jest to swoisty, zatrzymany w akcji teatr klasyczny, który – reżyserowany ręką rysownika-karykaturzysty – przedstawia świat intryg, kłótni, dyskusji, szyderstwa, gestów…
Ale we wszystkich pracach Frąckowiaka zauważamy jego specyficzne, intelektualne poczucie humour I dobrego smaku.
O pracach tego artysty można powiedzieć jedno – miniaturowe arcydzieła gatunku zwanego satyrą. Wystawa jest niezwykle interesująca, cieszy oko i warto, żeby mieszkańcy Warszawy – ale nie tylko – skorzystali z okazji, która nieprędko się powtórzy i przyszli do Muzeum na Kozią 11. A niestety, wystawa ta potrwa krótko, bo tylko do 15 czerwca. Wynika to z bardzo napiętego tegorocznego kalendarza Muzeum. Już wkrótce kolejna wystawa pt. „Ach te media…”.
Jakie są Państwa najbliższe plany?
2 czerwca otworzyliśmy z okazji Święta Wolności wystawę plenerową na naszym małym placyku obok Muzeum przy ulicy Koziej. Na wystawie można było zobaczyć karykatury związane ze zmianami systemowymi w Polsce, czyli z okresu od roku 1980 ubiegłego wieku do roku 1989. Były tam przedstawione karykatury głównych bohaterów tamtych czasów. W ostatnich dniach czerwca zostanie otwarta wspomniana wystawa „Ach te media…”. Na wystawie pokażemy prace zarówno te najstarsze, które posiadamy w naszych muzealnych zbiorach, jeszcze przedwojenne, jak i nowe, przygotowane przez grono znakomitych artystów specjalnie na tę wystawę. A we wrześniu dwie bardzo interesujące propozycje, które przygotowujemy w związku z setną rocznicą wybuchu I wojny światowej. Pierwsza z nich to wystawa rysunków satyrycznych z początku dwudziestego wieku, druga – wystawa rysunków na „zadany” temat – „gołąbek pokoju”, przygotowanych przez współczesnych artystów.
Jak Państwo zdobyli te interesujące prace?
Posiadamy własne zbiory, zajrzeliśmy do starych gazet, które mamy w naszej bibliotece. Przejrzeliśmy wiele roczników czasopism, które wówczas się ukazywały. Na początku ubiegłego wieku drukowano w praise niezliczoną liczbę rysunków satyrycznych. Pokażemy karykatury ukazujące każdą ze stron światowego konfliktu z dokładnym, naukowym opracowaniem, które przygotowuje dr. Piotr Szlanta, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert z zakresu I wojny światowej. Już dzisiaj zapraszam na tę bardzo interesującą wystawę.
Jakie kolejne wystawy ma w planach Muzeum Karykatury?
W listopadzie pokażemy karykaturę bułgarską. Wymienimy się wystawami. My jedziemy do bułgarskiego centrum satyry w Gabrowie z naszymi rysunkami, a prace satyryków bułgarskich będą prezentowane w naszym Muzeum. Rosną zbiory Muzeum, wkrótce otrzymamy w darze od pani Katarzyny Lengren zbiór prac Zbigniewa Lengrena, twórcy słynnego „Profesora Filutka”. A pracownia na warszawskiej Starówce, w której tworzył ten wybitny artysta, niedawno stała się naszym muzealnym lokum. Planujemy, aby powstała tam pierwsza stała wystawa poświęcona Lengrenowi.
Kiedy mniej więcej można spodziewać się otwarcia?
Trudno powiedzieć, może uda się pod koniec tego roku.
Jak ocenia Pan sytuację finansową współczesnych instytucji kultury w Polsce?
Jest trudniejsza, niż była kilka lat temu – przynajmniej jeśli chodzi o Muzeum Karykatury. Moi poprzednicy mieli większy budżet. Potem z powodu kryzyzu zaczęło być gorzej, w związku z tym np. Remonty, projekty, reklamy, opracowujemy we własnym zakresie. Oszczędzamy.
Czy Polacy chętnie interesują się sztuką karykatury?
Tak. I to coraz bardziej. W ubiegłym wieku, w latach 70. I 80., publikowane były rysunki w licznych czasopismach. Ukazywały się „Szpilki” I „Karuzela”, w których czytelnicy mogli zobaczyć wiele rysunków poruszających aktualne tematy. Potem, w nowej skomercjalizowanej rzeczywistości czasopisma satyryczne zniknęły. A teraz gazety jedynie od czasu do czasu coś tam wydrukują. Czytelnicy rozpoznają prace zaledwie kilku artystów, którzy nie mają medium, gdzie mogliby pokazywać swoje prace. Dlatego tak ważne jest, by Muzeum podtrzymywało zainteresowanie sztuką karykatury. Dzięki temu coraz więcej osób odwiedza naszą placówkę.
Jest przecież internet…
Tak, ale artysta powinien publikować swoje prace i mieć z czego żyć. W czsopiśmie otrzyma honorarium, a gdy zamieści swoje rysunki w interneci, np. na Facebooku, mimo że zobaczy je wiele osób, to pieniędzy z tego nie ma. Ale i tak wielu artystów funkcjonuje tylko w internecine. Może mają dodatkowe źródła dochodów? Mamy artystów, którzy mogliby żyć ze swojej działalności twórczej, obdarzonych wielkim talentem i umiejętnościami.
Czym charakteryzują się profesjonalni karykaturzyści?
Profesjonalnym karykaturzystą można nazwać kogoś, kto po prostu często rysuje. Nie ma przecież szkoły, która uczy rysunku satyrycznego. Bardzo wielu karykaturzystów to przedstawiciele zawodów niemających nic wspólnego ze sztuką.
Czy ma Pan swoich ulubionych rysowników?
Lubię twórczość artystów, którzy dążą do tego, aby ich rysunki oprócz ładunku komicznego zawierały również wartości artystyczne, aby cieszyły nie tylko swoim przekazem intelektualnym, lecz także pięknem obrazu. Jest kilku polskich artystów, którzy tworzą w opisany sposób. Przedstawicielem tego nurtu jest Lech Frąckowiak.
ZYGMUNT ZARADKIEWICZ
Od lipca 2011 r. pełni funkcję dyrektora Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego w Warszawie. Absolwent Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pieęknych w Warszawie. Autor ilustracji książkowych, rysunków satyrycznych, grafik, plakatów, malarstwa, scenografii, plakatów filmowych i okolicznościowych. Wspólautor (razem z żoną Joanną Zaradkiewicz) scenografii I kostiumów dla Teatru Adekwatnego w Warszawie. Juror w krajowych i międzynarodowych konkursach rysunku humorystycznego I satyrycznego. Pomysłodawca I organizator międzynarodowych konkursów na rysunek „Piłka w grze” (2012), „Warszawa i Warszawka”(2013) oraz krajowego konkursu „Rysunek miesiąca/Rysunek roku” (2012).